Kiedy przez kolejne 20 minut nic się nie działo, a piosenka w radio zaczęła mnie irytować postanowiłam zadzwonić do Vi chcąc wypełnić czas, a przy okazji dowiedzieć się czy jest już w drodze. Jest o wiele bardziej zorganizowana ode mnie więc nie zdziwiłabym się jakby już od dawna była na lotnisku.
- No witam kochanie - Mogłam sobie wyobrazić jej promienny uśmiech, była tak samo podekscytowana jak ja.
Victoria od zawsze była moją najlepszą przyjaciółką. Jeśli mam w pamięci jakieś wspomnienie z dzieciństwa to ona niemal w każdym grała główną role. Była jak starsza siostra, w odpowiednich momentach potrafiła sprowadzić mnie na ziemie. Zawsze wiedziałam, że przy niej nie ma prawa coś pójść nie tak, a w kryzysowej sytuacji tylko ona potrafi wciąż zachować zimną krew i znaleźć rozwiązanie. Idealna przyjaciółka oraz równie idealny towarzysz podróży, do dzisiaj zastanawiam się jakim cudem załatwiła nam noclegi i przewozy w każdym państwie do którego zmierzamy z takim wyprzedzeniem, szczerze mówiąc gdyby nie ona, nigdy bym nie ruszyła z miejsca.
- Nie mogę się doczekać! - Pisnęłam do słuchawki w nagłym przypływie podekscytowania. Nie mam pojęcia jak miałabym opisać to uczucie, było to połączenie strachu, radości jak i czyste poczucie wolności i spełnienia.
- Uwierz mi ja też! - Krzyknęła równie głośno - Apropo dzwoniłaś do Sue? Nie odzywa się do mnie od dwóch dni jakby zupełnie rozpłynęła się w powietrzu, a samolot mamy za niecałe 4 godziny. - Szczerze mówiąc byłam zaskoczona. Susan swoją radość wyjazdem okazywała chyba najbardziej z naszej trójki i dziwne było to, że dzień przed, nie dzwoniła do nas by poinformować jaka to ona jest szczęśliwa, jak zawsze. Ogarnął mnie lekki niepokój, a ból głowy natychmiastowo wrócił. Przez dłuższą chwilę milczałam starając się przypomnieć sobie czy pojawiła się na wczorajszej pożegnalnej imprezie, jednak nie ukazał się ani błysk jej twarzy wśród tłumu.
Poczułam wibracje na policzku, co świadczyło o nowej wiadomości, szybko spojrzałam na telefon
Wreszcie oddał mi komórkę i mnie puścił, będę niedługo na lotnisku!
PS. Ciesz się, że nie masz chłopaka. - Susan
- No i zguba nam się znalazła - Zaśmiałam się cicho, odpisując, że spotkamy się na miejscu. - Lucas trzymał ją w sidłach przez dwa dni, jak oni bez siebie wytrzymają tyle czasu to nie mam pojęcia - Dodałam wzdychając.
Susan i Lucas byli parą jeszcze z czasów piaskownicy. Według mnie był to absolutny rekord jakiegokolwiek związku, nigdy nie rozumiałam jak przez okres dojrzewania, przez wkroczenie w dorosłość, ani nawet przez przeprowadzkę nigdy się sobą nie znudzili, nigdy nie zmienili swojego spojrzenia na ich związek. Sue jest najsłodszą dziewczyną jaką znam, tej dziewczyny po prostu nie da się nie lubić. Swoim urokiem osobistym przyciąga miliony facetów, a jednak ciągle tkwi z Lucasem. Nie twierdze oczywiście, że jest to coś złego. Jednak delikatnie mówiąc, cóż, Lucas jest specyficzny jak mało kto, pierwsze słowo jakie mi się nasuwa na myśl to infantylność, totalnie przesadzona infantylność, jakby nigdy nie przestał być tym chłopaczkiem z piaskownicy.
- Pogadamy już na miejscu Vi bo nie uwierzysz ale wreszcie coś ruszyło! - Nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się rzucając telefon na siedzenie obok.
Słońce mocno dawało się we znaki dlatego byłam ogromnie wdzięczna, kiedy mogłam jechać na tyle szybko by przez szyby wlatywał przyjemny wietrzyk. O dziwo niewiele czasu minęło kiedy już wjeżdżałam na parking lotniska, oczywiście uprzednio rezerwując sobie miejsce, sama myśl o nieustannym poszukiwaniu lokum parkingowego przyprawiała mnie o mdłości. Wyszłam z samochodu, wyciągnęłam wszystkie swoje rzeczy upewniając się kilka razy czy aby na pewno wszystko zabrałam. Miałam nadzieje, że uda mi się dociągnąć bagaże z moją siłą równą sile chomika.
Zdecydowanie moja kondycja koniecznie musiała się zmienić, doszłam do tego wniosku kiedy przekroczyłam wejście lotniska. Najgorsza była myśl, że spotkać z dziewczynami miałam się na drugim piętrze przy automacie z najlepszą czekoladą z cappuccino. Kimkolwiek jest wynalazca ruchomych schodów w tamtym momencie mój kręgosłup był mu niezmiernie wdzięczny za to, że nie musiał dźwigać niczego po stromych schodach. Gdy tylko wjechałam na górę niemal od razu zauważyłam prześliczną brunetkę, na którą śmiało można było wołać ''roszpunka'', o włosy dbała bardziej niż o ludzi, czysta obsesja ale za to niesamowite rezultaty, swego czasu sama zazdrościłam jej tych kudłów.
- Przepraszam, coś się do Pani przykleiło - Ścisnęłam ją najmocniej jak potrafiłam rzucając bagaże obok, od razu odwróciła się w moją stronę i odwzajemniła uścisk, a że była o wiele wyższa od razu poczułam jak moje nogi odrywają się od ziemi.
- Hmm, niech zgadnę, ty? - Zaśmiała się głośno. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę to się działo, że właśnie za chwilę miałyśmy rozpocząć najlepszą przygodę w naszym życiu i to wszystkie razem.
Niedługo po tym dołączyła do nas malutka blondyneczka, która ani na chwilę nie przestawała skakać z podekscytowania. Siedząc przy stoliku poza rozmową naszym głównym zajęciem było wgapianie się tępo w tablice odlotów by naszym oczom wreszcie ukazało się, że można wchodzić na pokład. Oczekiwanie było nie do zniesienia, lecz nic nie przebije pisku Sue kiedy miły głos kobiety w głośnikach oznajmił, że pasażerowie naszego lotu proszeni są do odprawy.