Autor szablonu: ArianadlaWioski Szablonów | Flower design by BiZkettE1 / Freepik

wtorek, 10 lipca 2018

2

Jazda ulicami Nowego Jorku w godzinach porannych graniczy z cudem. To była jedyna rzecz, której byłam pewna dlatego przewidziałam to wcześniej i postarałam się o to by mieć z 2 godziny w zapasie. Nie powiedziałabym, że jestem dobrym kierowcą, ale za to stanie w korku wychodziło mi idealnie.

Kiedy przez kolejne 20 minut nic się nie działo, a piosenka w radio zaczęła mnie irytować postanowiłam zadzwonić do Vi chcąc wypełnić czas, a przy okazji dowiedzieć się czy jest już w drodze. Jest o wiele bardziej zorganizowana ode mnie więc nie zdziwiłabym się jakby już od dawna była na lotnisku.

- No witam kochanie - Mogłam sobie wyobrazić jej promienny uśmiech, była tak samo podekscytowana jak ja.

Victoria od zawsze była moją najlepszą przyjaciółką. Jeśli mam w pamięci jakieś wspomnienie z dzieciństwa to ona niemal w każdym grała główną role. Była jak starsza siostra, w odpowiednich momentach potrafiła sprowadzić mnie na ziemie. Zawsze wiedziałam, że przy niej nie ma prawa coś pójść nie tak, a w kryzysowej sytuacji tylko ona potrafi wciąż zachować zimną krew i znaleźć rozwiązanie. Idealna przyjaciółka oraz równie idealny towarzysz podróży, do dzisiaj zastanawiam się jakim cudem załatwiła nam noclegi i przewozy w każdym państwie do którego zmierzamy z takim wyprzedzeniem, szczerze mówiąc gdyby nie ona, nigdy bym nie ruszyła z miejsca.

- Nie mogę się doczekać! - Pisnęłam do słuchawki w nagłym przypływie podekscytowania. Nie mam pojęcia jak miałabym opisać to uczucie, było to połączenie strachu, radości jak i czyste poczucie wolności i spełnienia.

- Uwierz mi ja też! - Krzyknęła równie głośno - Apropo dzwoniłaś do Sue? Nie odzywa się do mnie od dwóch dni jakby zupełnie rozpłynęła się w powietrzu, a samolot mamy za niecałe 4 godziny. - Szczerze mówiąc byłam zaskoczona. Susan swoją radość wyjazdem okazywała chyba najbardziej z naszej trójki i dziwne było to, że dzień przed, nie dzwoniła do nas by poinformować jaka to ona jest szczęśliwa, jak zawsze. Ogarnął mnie lekki niepokój, a ból głowy natychmiastowo wrócił. Przez dłuższą chwilę milczałam starając się przypomnieć sobie czy pojawiła się na wczorajszej pożegnalnej imprezie, jednak nie ukazał się ani błysk jej twarzy wśród tłumu.

Poczułam wibracje na policzku, co świadczyło o nowej wiadomości, szybko spojrzałam na telefon

Wreszcie oddał mi komórkę i mnie puścił, będę niedługo na lotnisku! 
PS. Ciesz się, że nie masz chłopaka. - Susan

- No i zguba nam się znalazła - Zaśmiałam się cicho, odpisując, że spotkamy się na miejscu. - Lucas trzymał ją w sidłach przez dwa dni, jak oni bez siebie wytrzymają tyle czasu to nie mam pojęcia - Dodałam wzdychając.

 Susan i Lucas byli parą jeszcze z czasów piaskownicy. Według mnie był to absolutny rekord jakiegokolwiek związku, nigdy nie rozumiałam jak przez okres dojrzewania, przez wkroczenie w dorosłość, ani nawet przez przeprowadzkę nigdy się sobą nie znudzili, nigdy nie zmienili swojego spojrzenia na ich związek. Sue jest najsłodszą dziewczyną jaką znam, tej dziewczyny po prostu nie da się nie lubić. Swoim urokiem osobistym przyciąga miliony facetów, a jednak ciągle tkwi z Lucasem. Nie twierdze oczywiście, że jest to coś złego. Jednak delikatnie mówiąc, cóż, Lucas jest specyficzny jak mało kto, pierwsze słowo jakie mi się nasuwa na myśl to infantylność, totalnie przesadzona infantylność, jakby nigdy nie przestał być tym chłopaczkiem z piaskownicy. 

- Pogadamy już na miejscu Vi bo nie uwierzysz ale wreszcie coś ruszyło! - Nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się rzucając telefon na siedzenie obok. 

Słońce mocno dawało się we znaki dlatego byłam ogromnie wdzięczna, kiedy mogłam jechać na tyle szybko by przez szyby wlatywał przyjemny wietrzyk. O dziwo niewiele czasu minęło kiedy już wjeżdżałam na parking  lotniska, oczywiście uprzednio rezerwując sobie miejsce, sama myśl o nieustannym poszukiwaniu lokum parkingowego przyprawiała mnie o mdłości. Wyszłam z samochodu, wyciągnęłam wszystkie swoje rzeczy upewniając się kilka razy czy aby na pewno wszystko zabrałam. Miałam nadzieje, że uda mi się dociągnąć bagaże z moją siłą równą sile chomika.

Zdecydowanie moja kondycja koniecznie musiała się zmienić, doszłam do tego wniosku kiedy przekroczyłam wejście lotniska. Najgorsza była myśl, że spotkać z dziewczynami miałam się na drugim piętrze przy automacie z najlepszą czekoladą z cappuccino. Kimkolwiek jest wynalazca ruchomych schodów w tamtym momencie mój kręgosłup był mu niezmiernie wdzięczny za to, że nie musiał dźwigać niczego po stromych schodach. Gdy tylko wjechałam na górę niemal od razu zauważyłam prześliczną brunetkę, na którą śmiało można było wołać ''roszpunka'', o włosy dbała bardziej niż o ludzi, czysta obsesja ale za to niesamowite rezultaty, swego czasu sama zazdrościłam jej tych kudłów. 

- Przepraszam, coś się do Pani przykleiło - Ścisnęłam ją najmocniej jak potrafiłam rzucając bagaże obok, od razu odwróciła się w moją stronę i odwzajemniła uścisk, a że była o wiele wyższa od razu poczułam jak moje nogi odrywają się od ziemi. 

- Hmm, niech zgadnę, ty? - Zaśmiała się głośno. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę to się działo, że właśnie za chwilę miałyśmy rozpocząć  najlepszą przygodę w naszym życiu i to wszystkie razem. 

Niedługo po tym dołączyła do nas malutka blondyneczka, która ani na chwilę nie przestawała skakać z podekscytowania. Siedząc przy stoliku poza rozmową naszym głównym zajęciem było wgapianie się tępo w tablice odlotów by naszym oczom wreszcie ukazało się, że można wchodzić na pokład. Oczekiwanie było nie do zniesienia, lecz nic nie przebije pisku Sue kiedy miły głos kobiety w głośnikach oznajmił, że pasażerowie naszego lotu proszeni są do odprawy. 



poniedziałek, 9 lipca 2018

1

- Georgina czy ty zawsze musisz wszędzie rozrzucać swoje ubrania po pokoju jakby cie ktoś z nich obdzierał?! - Przez ułamek sekundy zastanawiałam się czy ten głos mi się przyśnił czy naprawdę doświadczyłam tej brutalnej pobudki. W sumie po 23 latach powinnam się w końcu do tego przyzwyczaić. W moim wieku już dawno powinnam być wyzwolona od takich budzików, a jednak wciąż moja mama poczuwa się do tego by na każdym kroku zwracać mi na coś uwagę. Głośny jęk wydobył się z moich ust gdy w mojej pamięci ukazał się obraz z poprzedniej nocy i od razu pożałowałam każdego kieliszka jaki dotknęłam moimi ustami. Zdjęłam powoli kołdrę z twarzy mozolnie przecierając oczy. Nie byłam nawet pewna czy zmyłam makijaż, lecz widząc czarne smugi na dłoni wiedziałam że o wieczornej toalecie zdążyłam zapomnieć. Z resztą kto myśli o higienie osobistej gdy ledwie stoi się na nogach a myśli krążą jedynie wokół łóżka.

- Co jest? - Zapytałam sama nie poznając mojego głosu, chrypka była większa niż u Morgana Freemana. Mama stała w drzwiach z założonymi rękami na piersi, oczywiście jak się mogłam spodziewać na jej twarzy wymalowana była złość. Jak to jest, że potrafię ją zdenerwować nawet przez sen.

- Jak kobieta może mieć taki za przeproszeniem burdel w pokoju, o której wczoraj wróciłaś? Z kim w ogóle ty byłaś na tej imprezie? - Nie słuchałam jej ani trochę. Nie moja wina, przysięgam, nie wiem jak bardzo bym się starała to jej słowa mogłam odczytać jedynie z ruchu warg gdyż w mojej głowie dudniało jak dzwony kościelne. Wiedziałam, że szybko potrzebuje wziąć jakąś tabletkę, albo dwie. Wstałam z łóżka, towarzyszyły mi przy tym mroczki przed oczami, szczerze tego nienawidzę.

- Mamuś pozwól, że skorzystam z toalety, a odpowiem ci na pytania po śniadaniu - Zgarnęłam ubrania na zmianę, które o dziwo leżały złożone na szafce.

- Ale przecież wczoraj mówiłaś, że po śniadaniu od razu musisz wyjeżdżać

- Dokładnie - Szepnęłam do siebie zamykając drzwi do łazienki. Kocham ją, ale czasami po prostu nie rozumie jak irytująca może być, zwłaszcza w takich sytuacjach.

Gorący prysznic to najlepsze co mogło mnie spotkać z rana, od razu wszelkie bóle głowy minęły, a po plecach przebiegł przyjemny dreszcz. Nie trwało to jednak długo jak zwykle bo wiedziałam, że muszę jeszcze dopakować niektóre rzeczy, które były świeżo wyprasowane, nie mówiąc już oczywiście o suszeniu moich włosów co zajmowało większość mojego czasu łazienkowego. Kiedy już byłam gotowa wyszłam z łazienki zostawiając drzwi otwarte by cała para mogła zniknąć. Wracając do pokoju sięgnęłam po największą walizkę jaką kiedykolwiek widziałam, a którą niedawno udało mi się kupić. W końcu kilku miesięczna podróż wymaga tego by walizka zmieściła co nieco. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie miała ze sobą bagażu podręcznego, który tak samo jak walizka był wypchany po brzegi, a i tak znając życie nie ma w nich rzeczy za którą będę przeklinać jak zdam sobie sprawę, że jej zapomniałam.

Czekałam na tą podróż od dziecka, wielkie marzenie które wreszcie będzie spełnione, dlatego między innymi nie wyprowadziłam się od rodziców. Przez wszystkie lata zbierałam grosz do grosza, by móc spędzić ten czas jak najlepiej. Razem z moim tatą zawsze marzyliśmy o tym i całymi godzinami potrafiliśmy wymyślać różnego rodzaju historie jakie mogą nas spotkać za oceanem. Niestety on nie mógł tego doczekać.

- Cole! Błagam cię pomóż mi bo ja za chwilę dostanę tu przepukliny! - Krzyknęłam kiedy próbowałam pokonać schody ciągnąc moją walizkę jak i torbę na ramieniu.

 Cole to mój brat, nie jest moim takim prawdziwym bratem, został adoptowany przez moich rodziców kiedy dowiedzieli się, że nie mogą mieć więcej dzieci, miałam wtedy może jakieś 10 lat a on zaledwie 2. Nigdy nie mówiło się o tym w mojej rodzinie, zawsze starano się wierzyć, że jest on z nami od zawsze. Według mnie to nie jest w porządku, że Cole nigdy nie dowiedział się, że moi rodzice nie są jego biologicznymi mamą i tatą, jednak decyzja nigdy nie należała do mnie, ja mimo wszystko zawsze go kochałam, kocham i kochać będę i zostanie moim małym, niesamowitym bratem co by sie nie działo.

Miał 16 lat, a siły więcej niż ja i mama razem wzięte więc nic dziwnego, że zanim sie obejrzałam bagaże już były zniesione na dół.

- Dziękuje - Całus w poliko był moją zapłatą za pomoc. Wreszcie kiedy wszyscy przysiedliśmy do wspólnego śniadania mogłam napchać się pysznymi jajkami z bekonem, które mama robiła po mistrzowsku. Musiałam mieć pewność, że będę najedzona bo słyszałam, że jedzenie na lotnisku jak i w samolocie są obrzydliwe, wolałam nie ryzykować.

- To ile cie w końcu nie będzie? - Cole przełamał cisze budząc mnie z moich przemyśleń o jedzeniu. Spojrzałam w jego stronę wzruszając ramionami.

- Tak szczerze to nie mam pojęcia - Uśmiechnęłam się lekko wiedząc, że moja mama ani trochę nie jest zadowolona z mojego wyjazdu i gdyby tylko mogła to zatrzymała mnie tu siłą. Usłyszałam tylko jej ciężkie westchnięcie.

- Będę tęsknić Ge - Mój brat nie należał do tych ludzi którzy otwarcie dzielą się swoimi uczuciami i je pokazują więc byłam mu wdzięczna za to, lekko poklepałam go po ramieniu.

- Ja też braciszku, ale pamiętaj że to teraz ty przejmujesz ode mnie codzienne wkurzanie mamuśki - Odwróciłam się w stronę kobiety ściskając ją mocno.

- Lepiej nie - Skwitowała całując mnie w czoło. - Pamiętaj żeby uważać na siebie i koniecznie dzwonić do mnie przynajmniej raz dziennie - Dodała z troską w głosie.

- Oj mamuś jakbym tak miała do ciebie dzwonić co chwile to wróciłabym do domu w przeciągu tygodnia z powodu rachunku za telefon za rozmowy zagraniczne - Zaśmiałam się, odsuwając się od niej. Chwyciłam odruchowo za telefon chcąc sprawdzić godzinę. - No kochani pora na mnie.

Pożegnania nigdy nie są przyjemne, a jednak nie skupiałam się nad tym zbytnio, wiedziałam, że robię coś nie tylko dla siebie, ale i dla taty, który czekał na tą chwile, którą ja właśnie doświadczam na własnej skórze.